Naszą wyprawę rozpoczynamy koło północy 18 lipca. Wynajętym busem w 5 osób (Basia, Ula,
dwie Anie i ja) docieramy do Warszawy na lotnisko. Kierowca podjeżdża pod dom każdej z nas
i pomaga załadować bagaże. Już w Warszawie spotykamy się z pozostałą 6 (Małgosia, Ewa, Asia,
Heniu, Jurek i Paweł dla rozróżnienia nazwanym Małym) i naszym szefem, pilotem, kierowcą - Pawłem.
Jesteśmy przerażeni ilością bagaży.
O 10:05 wylatujemy Lufthansą do Frankfurtu. W samolocie siedzę przy oknie, więc nie mogę się oprzeć
i robię zdjęcia chmurom, dużo zdjęć. We Frankfurcie mamy godzinę przerwy. W samolocie do Denver
niestety siedzimy daleko od okien. Na monitorach wyświetlana jest trasa lotu. Lecimy aż nad Grenlandią. Basi
udaje się dopchnąć do okna i robi zdjęcia lodowców.
W Denver jesteśmy koło 15:00. Dzień się nam wydłużył. 8 godzin między Krakowem a Denver. Paweł
zostawia nas z bagażami na lotnisku i jedzie odebrać auto z wypożyczalni. Auto, to nowiutki 15
osobowy, biały Chevrolet. Po wymontowaniu tylnej kanapy (żeby było miejsce na bagaże) zostało 11 miejsc
siedzących. Byłoby dobrze, gdybyśmy się tak zmieścili, ale się nie da, jest niewygodnie.
Jeździmy po Denver w poszukiwaniu sklepu, w którym kupimy butle z gazem. Przy okazji oglądamy
miasto. W oddali widać góry to Góry Skaliste. Zatrzymujemy się na kempingu Denver North, gdy jest już
ciemno. Rozbijamy namioty. Zbiera się na burzę. Udało się, przeszła obok.
|