24.07.2001 wtorek |
Noc znowu była zimna, ale nie tak
bardzo jak poprzednia. Wstajemy o 6:00. Z Many
Glaciers wybieramy się na 5 godzinną wycieczkę do
Iceberg Lake. Trasa ma około 9 mil. Zaczynamy o 8:20,
więc jesteśmy chyba pierwszymi turystami na trasie.
Idziemy przez las, gęste zarośla, łąki. Cały czas
czujemy na karku oddech misia. Musimy być czujni i
zachowywać się bardzo głośno, żeby go nie zaskoczyć.
Krzyczymy "hey bear", ale czy on wie, że jest
bear? Dochodzimy do przepięknego
jeziora, po którym pływa kra, woda jest turkusowa. Kry
jest mało, bo od 2 lat jest susza. Zwykle o tej porze
roku jezioro do połowy pokryte jest krą. Łąki są pełne
kwiatów. W drodze powrotnej, gdy mamy do przejścia jeszcze około 1 godziny, łapie nas deszcz. Idziemy coraz szybciej, żeby nie dogoniła nas burza. Do auta dochodzimy przemoczeni. Jest ciasno, trudno się przebrać. Wszystkie mokre rzeczy wieszamy w środku, gdzie tylko się da. Jedziemy dalej, w kierunku Mount Rainier National Park. Pogoda się poprawia. Mokre rzeczy powoli wysychają. Opuszczamy Montanę, przejeżdżamy Idaho. Wjeżdżamy do stanu Washington. Zegarki przesuwamy o kolejną godzinę. Teraz już mamy 9 godzin różnicy z Krakowem. Zatrzymujemy się w Spokane na kempingu KOA. Namiot rozbijamy na trawie, jest ciepła woda. |