25.07.2001 środa |
Noc była ciepła, ale
bardzo głośna. Autostrada obok, to prawie nic. Ale pociągi,
które przejeżdżały obok, stawiały nas na równe nogi.
Wstajemy o 5:30. Jedziemy autostradą 90. Za oknami przewijają się pola w różnych odcieniach żółci i zieleni. Przejeżdżamy przez most na rzece Columbia. Po pewnym czasie z daleka wyłaniają się dwie białe góry. Jedna to Mt. St Helens, wulkan, który ostatnio eksplodował w 1980 roku. A druga to Mt Rainier, do której właśnie zmierzamy. Do parku Mount Rainier wjeżdżamy bramą południowo-wschodnią i kierujemy się na kemping White River (na wysokości 1341 m). Rozbijamy namioty, jemy co nieco i jedziemy na wycieczkę. Z Sunrise Point (1950 m) idziemy w górę szlakiem Burroughs Mountain Trail. Po drodze mijamy maleńkie, urocze Frozen Lake, łąki pełne dzikich kwiatów. Są tu między innymi piękne kępy fiołków. Przechodzimy przez łaty śniegu. Na szczycie Burroughs Mountain, z której jak na wyciągnięcie ręki mamy lodowce Mt Rainier, dopadają nas wiewiórki. Ja mam tylko jabłko, więc próbuję namówić je na zjedzenie kawałka i prawie mi się to udaje. Z góry widać nasz kemping. W końcu musimy wracać, wybieramy trochę inną drogę i teraz ukazuje się nam zadziwiające Shadow Lake. Dzisiaj jeszcze jedna atrakcja, Box Canyon. Nieduży, bardzo wąski, ale głęboki na 115 stóp kanion z pięknymi kamiennymi mostkami. Zmęczeni i pełni wrażeń wracamy na kemping. Piękny, w lesie. Co prawda bez prądu, ale nam to nie przeszkadza. Przecież mamy latarki. |