Całą noc strasznie lało.
Wczoraj wyprane i powieszone pranie jest bardziej mokre
niż wieczorem. Teraz wsadzam je do suszarki za 75 centów.
Zbieramy się powoli, bo dalej leje. Nie ma chyba nic
gorszego niż składać namiot podczas deszczu. W końcu
ruszamy o 8:00. Dzisiaj
moja kolej na siedzenie z przodu. Leje i leje. Jedziemy
wybrzeżem Pacyfiku. Mijamy kolejne miasteczka: Lincoln
City, Newport z ogromnym mostem, Waldport. Ocean jest
taki szary, zamglony. Niedaleko Florencji zatrzymujemy się
przy jaskini lwów morskich. Za 6,50 $ zjeżdżamy windą
w dół do jaskini. Lwów morskich jest tu strasznie dużo.
Jest ciemno. Zdjęcia na pewno nie wyjdą. Bardzo ciekawe
- mają tyle skał, a prawie wszystkie siedzą na jednej
wysepce. Pewnie jest tam ich przywódca. Z jaskini jest
też punkt widokowy na skały, o które rozbijają się
bardzo wysokie fale i jest mnóstwo ptaków.
Pogoda trochę się poprawia.
Zatrzymujemy się więc na chwilę, by oglądnąć wydmy.
Zupełnie przestaje padać. Jeszcze kawałek jedziemy
wybrzeżem, ale w Reedsport odbijamy w głąb lądu i
kierujemy się w stronę następnego parku - Crater Lake.
Na kemping Diamond Lake dojeżdżamy dość wcześnie.
Rozbijamy mokre namioty, rozwieszamy wczorajsze pranie,
bo nie tylko ja prałam. Do parku
Crater Lake wjeżdżamy od północy, przejeżdżamy
przez pumeksową pustynię.
Zbliżamy się do jeziora,
które znajduje się w kraterze wulkanu. Wysiadamy z samochodu,
strasznie wieje, musimy podejść trochę do góry i
dopiero teraz ukazuje się nam niesamowity widok. Jezioro
o prześlicznej granatowej wodzie, lekko połyskującej. I jeszcze
wysepka Wizard Island. Jej nazwa pochodzi od tego, że
kształtem przypomina czapkę czarnoksiężnika. Ta wyspa,
to wierzchołek kolejnego wulkanu.
Jezioro jest bardzo głębokie, w najgłębszym
miejscu ma 589 m. Oglądamy go z kilku punktów
widokowych rozmieszczonych wzdłuż drogi biegnącej wokół
krateru.
Wchodzimy
na szczyt The Watchman (2442 m). Teraz mamy jeszcze
lepsze widoki, odsłoniły się maleńkie wysepki koło
Wizard Island i z góry próbujemy zaglądnąć do wnętrza
krateru Wizard Island. Szkoda zostawiać tak piękne
widoki, ale jeszcze jutro tu będziemy. Wracamy więc na
kemping. Namioty są suchuteńkie. Pranie też.
Po kempingu chodzimy jak na szczudłach, bo jest
straszny pył. Ale jest też ciepła woda.
|