Całą noc lało, ale noc
była cieplejsza od poprzednich. Wstajemy o 6:00.
Dalej leje, więc bez śniadania zbieramy się i ruszamy
o 7:45. Zatrzymujemy się przy
Humboldt Redwood State Park. Przestało padać, a
nawet
wyszło słońce. Czas i miejsce na śniadanie, a potem
wzmocnieni jedziemy dalej. Aż do San Francisco.
Wjeżdżamy od strony Golden
Gate. Do połowy most spowity jest mgłą. Patrzymy na
Alcatraz. Tam też chcieliśmy się wybrać, ale od dawna
nie było biletów. Mgła trochę opada. Przejeżdżamy
na drugą stronę. Ściągam buty, żeby sprawdzić jaka
jest woda, inni też idą w moje ślady. Woda jest taka,
że... można w niej zamoczyć nogi.
Przejeżdżamy ulicami miasta. Ale
chcemy też się trochę przejść. Podchodzimy pod górę
tą stromą ulicą, którą jeżdżą tramwaje i dochodzimy do Lombard Street. Ulicy w kształcie zygzaka,
bardzo ukwieconej. a tą ulicą jeżdżą samochody,
stromo w dół. Dobrze, że nasz stoi spokojnie na
parkingu, a my schodzimy chodnikiem na piechotę.
Później przejeżdżamy w okolice Telegraph Hill. Wzgórze,
na którym stoi Coit Tower, z którego można oglądać
panoramę miasta.
I jeszcze Chinatown. Chcemy
się gdzieś zatrzymać, ale nie ma gdzie. Parę razy
przejeżdżamy przez te same ulice. Wreszcie udaje się
znaleźć miejsce. I wędrujemy uliczkami Chińskiej
dzielnicy. Pełno tu różnych sklepów z pamiątkami.
Ale mnie najbardziej podobają się latarnie, którym
zrobiłam kilka zdjęć.
Z San Francisco wyjeżdżamy przez Bay Bridge. Most
jest piętrowy. Nad nami jadą samochody w przeciwnym
kierunku. Staramy się odjechać jak najdalej od oceanu,
aby nie męczyły nas już nocne deszcze.
Na kempingu w Oakdale zatrzymujemy się późno, około
22:00. Po ciemku rozbijamy mokre namioty.
Kemping jest okropny, ale przynajmniej są prysznice z
ciepłą wodą.
|