30.07.2001 poniedziałek |
Całą noc lało, ale noc
była cieplejsza od poprzednich. Wstajemy o 6:00.
Dalej leje, więc bez śniadania zbieramy się i ruszamy
o 7:45. Zatrzymujemy się przy Humboldt Redwood State Park. Przestało padać, a nawet wyszło słońce. Czas i miejsce na śniadanie, a potem wzmocnieni jedziemy dalej. Aż do San Francisco. Wjeżdżamy od strony Golden Gate. Do połowy most spowity jest mgłą. Patrzymy na Alcatraz. Tam też chcieliśmy się wybrać, ale od dawna nie było biletów. Mgła trochę opada. Przejeżdżamy na drugą stronę. Ściągam buty, żeby sprawdzić jaka jest woda, inni też idą w moje ślady. Woda jest taka, że... można w niej zamoczyć nogi. Przejeżdżamy ulicami miasta. Ale chcemy też się trochę przejść. Podchodzimy pod górę tą stromą ulicą, którą jeżdżą tramwaje i dochodzimy do Lombard Street. Ulicy w kształcie zygzaka, bardzo ukwieconej. a tą ulicą jeżdżą samochody, stromo w dół. Dobrze, że nasz stoi spokojnie na parkingu, a my schodzimy chodnikiem na piechotę. Później przejeżdżamy w okolice Telegraph Hill. Wzgórze, na którym stoi Coit Tower, z którego można oglądać panoramę miasta. I jeszcze Chinatown. Chcemy się gdzieś zatrzymać, ale nie ma gdzie. Parę razy przejeżdżamy przez te same ulice. Wreszcie udaje się znaleźć miejsce. I wędrujemy uliczkami Chińskiej dzielnicy. Pełno tu różnych sklepów z pamiątkami. Ale mnie najbardziej podobają się latarnie, którym zrobiłam kilka zdjęć. Z San Francisco wyjeżdżamy przez Bay Bridge. Most jest piętrowy. Nad nami jadą samochody w przeciwnym kierunku. Staramy się odjechać jak najdalej od oceanu, aby nie męczyły nas już nocne deszcze. Na kempingu w Oakdale zatrzymujemy się późno, około 22:00. Po ciemku rozbijamy mokre namioty. Kemping jest okropny, ale przynajmniej są prysznice z ciepłą wodą. |