8.08.2001 środa |
Wstajemy o 6:00.
Wszystko jest wilgotne. Powoli się zbieramy i z kempingu
ruszamy o 8:00. Pogoda jest lepsza niż wczoraj, więc wahadłowcem jedziemy tam gdzie wczoraj, żeby jeszcze raz zobaczyć piękne widoki. Kamera dalej nie działa. Jest coraz ładniej, więc decydujemy się przejść między kilkoma punktami. Gdzieniegdzie trzeba bardzo uważać, żeby nie spaść w dół kanionu. W dole widzimy krętą ścieżkę z karawaną mułów, w taki sposób można zjechać w dół. Znowu mijamy przedziwnie poskręcane drzewa. Z daleka oglądamy też pozostałości dawnej kopalni uranu. Wracamy do auta i już własnym transportem jedziemy na kolejne punkty. W dole kanionu widzimy helikopter. Najprawdopodobniej wywozi śmieci. Robi się coraz ładniej, świeci słońce. Opuszczamy Grand Canyon. Mijamy wąski kanion Little Colorado. A później oglądamy przepiękną kolorową pustynię Painted Desert. Z jednej strony jest żółto-zielona, z drugiej przeważają czerwienie i fiolety. Dojeżdżamy do Page. W oddali widać burzę. Za 12,50$, półciężarówką jedziemy przez pustynię do Antelope Canyon. Jest nas tu 16 osób w tym nasza 12. Mamy 1 godzinę na zwiedzanie. Kanion nie jest duży, ale przepiękny. Ktoś, kto tego nie zobaczy na własne oczy, chyba nie uwierzy, że tak jest naprawdę. Przeważa czerwień. Skały to piaskowiec, w którym woda wyrzeźbiła przedziwnie poskręcane ściany. Jest tak cicho, że aż dzwoni w uszach. Przechodzimy na drugą stronę, do wyschniętego koryta rzeki. i powoli wracamy, jeszcze raz przez kanion. Jego nazwa pochodzi chyba od kształtu ścian, wyglądają jak poskręcane rogi antylopy. Z żalem wracamy przez pustynię, po drodze mijamy jeźdźca na koniu. Mijamy miasteczko Kanab, w okolicy którego kręcono wiele filmów. Zatrzymujemy się na kempingu nad jeziorem Powell. Ściemnia się. Z Basią i Pawłem idziemy popływać w jeziorze. Jezioro jest dalej, niż wydawało się spod namiotu. Woda jest ciepła, ale płytka. Wracamy, jest już zupełnie ciemno, ale niebo rozświetla się dalekimi błyskawicami. |