Wstajemy o 6:00.
Wszystko jest wilgotne. Powoli się zbieramy i z kempingu
ruszamy o 8:00. Pogoda jest lepsza niż
wczoraj, więc wahadłowcem jedziemy tam gdzie wczoraj,
żeby jeszcze raz zobaczyć piękne widoki. Kamera dalej
nie działa. Jest coraz ładniej, więc decydujemy się
przejść między kilkoma punktami. Gdzieniegdzie trzeba
bardzo uważać, żeby nie spaść w dół kanionu. W dole
widzimy krętą ścieżkę z karawaną mułów, w taki
sposób można zjechać w dół. Znowu mijamy przedziwnie
poskręcane drzewa. Z daleka oglądamy też pozostałości
dawnej kopalni uranu. Wracamy do auta i już własnym
transportem jedziemy na kolejne punkty. W dole kanionu
widzimy helikopter. Najprawdopodobniej wywozi śmieci.
Robi się coraz ładniej, świeci słońce. Opuszczamy
Grand Canyon. Mijamy wąski kanion Little Colorado. A później
oglądamy przepiękną kolorową pustynię Painted Desert.
Z jednej strony jest żółto-zielona, z drugiej przeważają
czerwienie i fiolety.
Dojeżdżamy do Page. W oddali widać burzę. Za 12,50$,
półciężarówką jedziemy przez pustynię do Antelope Canyon. Jest nas
tu 16 osób w tym nasza 12. Mamy 1 godzinę na zwiedzanie.
Kanion nie jest duży, ale przepiękny. Ktoś, kto tego
nie zobaczy na własne oczy, chyba nie uwierzy, że tak
jest naprawdę. Przeważa czerwień. Skały to piaskowiec,
w którym woda wyrzeźbiła przedziwnie poskręcane ściany.
Jest tak cicho, że aż dzwoni w uszach. Przechodzimy na
drugą stronę, do wyschniętego koryta rzeki. i powoli
wracamy, jeszcze raz przez kanion. Jego nazwa pochodzi
chyba od kształtu ścian, wyglądają jak poskręcane
rogi antylopy. Z żalem wracamy przez pustynię, po
drodze mijamy jeźdźca na koniu.
Mijamy miasteczko Kanab, w okolicy którego
kręcono wiele filmów. Zatrzymujemy się na kempingu nad
jeziorem Powell. Ściemnia się. Z Basią i Pawłem
idziemy popływać w jeziorze. Jezioro jest dalej, niż
wydawało się spod namiotu. Woda jest ciepła, ale płytka.
Wracamy, jest już zupełnie ciemno, ale niebo rozświetla
się dalekimi błyskawicami.
|