Kolejny dzień w Parku Zion. Wstajemy o 6:00,
aby zdążyć na autobus odjeżdżający o 7:30.
Przygotowujemy się do wycieczki rzeką pod prąd
kanionem Narrows. Woda, kanapki, buty na zmianę. Jedziemy autobusem do
ostatniego przystanku - Temple of Sinawava i tam okazuje
się, że po ostatnich deszczach poziom wody się podniósł,
jest bardzo rwący nurt i szlak jest zamknięty. Idziemy
brzegiem pół mili w głąb kanionu szlakiem Riverside
Walk, do miejsca, w którym mieliśmy zacząć chodzenie
w wodzie. Tylko pięciu śmiałków: Paweł, Ula, Ewa,
Jurek i Mały Paweł, decyduje się na wejście do wody.
Zabierają ze sobą kije, których stos leży na brzegu.
Mówią, że zobaczą tylko, jak jest za zakrętem
i pewnie wrócą niedługo. Czekamy 20 minut.
Jedziemy do Zion Lodge i ruszamy w górę zobaczyć
trzy szmaragdowe jeziorka. W rzece tyle wody, że szlak
jest zamknięty, a tu pierwsze jeziorko wygląda jak mała
kałuża, do której wpada maleńki wodospad. Drugie -
jak mała rzeczka. Do trzeciego idziemy w wielkim upale
po dużych głazach. Duża kałuża z wodą do kostek,
a na brzegu znak zakazu pływania. Nad nami wysokie skały.
Kładę się na kamieniu, żeby zrobić zdjęcia skał od
dołu. Robimy sobie piknik. Koło 15:00 wracamy
na kemping. Ula i Jurek już wrócili z kanionu Narrows.
Korzystam z tego, że jest upał i myję głowę pod
pompą, bo w umywalce się nie da. Kolejna, z niewielu,
chwila luzu. Wieczorem nadchodzą chmury. Gdzieś
w oddali grzmi. Kładziemy się spać po 21:00.
Zrywa się straszny wiatr, tak, że muszę wyjść z namiotu
i pozbierać ze stołu rzeczy, które niektórzy tam
pozostawiali. Rozszalała się burza, leje. Noc jest gorąca.
Na szczęście burza nie trwa długo.
|