Dzisiaj nie zwijamy namiotów,
więc można dłużej pospać. Wyruszamy o 7:30.
Arches NP.
Najpierw skalny labirynt Fiery Furnace. Niebo jest
zachmurzone, nie ma słońca. Schodzimy do labiryntu po
ogromnych głazach. Na dole Paweł wchodzi w każdą ścieżkę
i udaje, że się zgubiliśmy. Ma jakieś tajne notatki,
gdzie skręcić, co zobaczyć. Niestety, notatki ma od
drugiej strony i musi "puszczać film od tyłu".
Przeciskamy się pod skałami, przeskakujemy kałuże,
wdrapujemy się do góry. W pewnym miejscu nie znajdujemy
przejścia i po 2 godzinach, wracamy. Przy wyjściu
spotykamy inną grupę, która wchodzi ze strażnikiem.
Pyta czy mamy pozwolenie i oczywiście sprawdza, czy mówimy
prawdę.
Paweł proponuje wejście
jeszcze raz, tym razem od drugiej strony, ale pogoda jest
coraz gorsza, więc decydujemy się najpierw zobaczyć
inne rzeczy. A Fiery Furnace może później. Podjeżdżamy
do Devils Garden i idziemy około 1 mili do Landscape
Arch, łuku, który ma 98 m szerokości. jest tak szeroki,
że trudno zrobić zdjęcie w całości.
Teraz jedziemy w kierunku
Delicate Arch. Był w planie na koniec dnia, bo ten łuk
podobno jest najładniejszy podczas zachodu słońca.
Jednak wolimy nie ryzykować, bo później, jak pogoda
zepsuje się jeszcze bardziej, to możemy już go nie
zobaczyć. Z parkingu wędrujemy 3 milowym szlakiem,
najpierw piaszczystą ścieżką, a potem w górę po
litej skale. Kopczyki z kamieni wyznaczają szlak. Chyba
jednak dobrze, że nie ma upału, bo bylibyśmy jak na
patelni. Wreszcie, zza skał wyłania się łuk. Jest
ogromny, wcale nie tak delikatny, jakby wskazywała jego
nazwa. Stoi jakby w kamiennej misie. Mamy szczęście,
bo jesteśmy sami, a to prawie tutaj niespotykane. Możemy
w spokoju podziwiać widoki. Korzystamy z okazji i szybko
robimy zdjęcia, bo zaczyna padać. Ten łuk dawniej
nazywał się Landscape, a tamten Delicate, ale kartograf
pomylił nazwy i tak już zostało. Schodzimy w deszczu,
musimy uważać, bo skała jest śliska. Przy parkingu
stoi stara drewniana chata i wóz, z początku XX wieku,
To Wolfe Ranch.
Jedziemy do miejsca o nazwie
Windows. Najpierw Turret Arch, South Window i North
Window, a potem kawałek dalej Double Arch. W drodze
powrotnej zatrzymujemy się na sesję fotograficzną przy
Balanced Rock.
Rezygnujemy z powtórnego wejścia do Fiery Furnace.
Wyjeżdżamy z parku i doliną rzeki Colorado jedziemy do
Fisher Towers. Z lewej strony mamy wzburzoną, bardzo mętną
rzekę, którą płynie grupka śmiałków na pontonach.
Tylko oglądamy skały, z których jedna przypomina mi
wielbłąda. Nie decydujemy się na przejście ponad 2
milowego szklaku, bo przed nami czarne niebo. Z daleka oglądamy Castle Valley. Szybko
odjeżdżamy. Łapie nas bardzo ostry deszcz. Rzeka wygląda
przerażająco, w radiu nadają komunikat, żeby jak
najszybciej opuszczać rejon rzeki Colorado.
A jak wyglądają nasze namioty na kempingu. Rozpacz.
Całe zabryzgane błotem. Basia moją łyżką robi odpływ,
rzeczki i bajora. Ale na szczęście w namiocie wszystko
jest suche. Jest ciepło.
Idziemy spać, nie zamykamy namiotu. Przestaje padać.
Jest przyjemnie. W nocy zrywa się wiatr i znowu zaczyna
padać.
|