powrót na początek         Parki Narodowe USA      Opis wyprawy      Dzień 27
  13.08.2001      poniedziałek       poprzedni dzień           następny dzień
Dzisiaj nie zwijamy namiotów, więc można dłużej pospać. Wyruszamy o 7:30.

   skalny labirynt Fiery Furnace   Arches NP. Najpierw skalny labirynt Fiery Furnace. Niebo jest zachmurzone, nie ma słońca. Schodzimy do labiryntu po ogromnych głazach. Na dole Paweł wchodzi w każdą ścieżkę i udaje, że się zgubiliśmy. Ma jakieś tajne notatki, gdzie skręcić, co zobaczyć. Niestety, notatki ma od drugiej strony i musi "puszczać film od tyłu". Przeciskamy się pod skałami, przeskakujemy kałuże, wdrapujemy się do góry. W pewnym miejscu nie znajdujemy przejścia i po 2 godzinach, wracamy. Przy wyjściu spotykamy inną grupę, która wchodzi ze strażnikiem. Pyta czy mamy pozwolenie i oczywiście sprawdza, czy mówimy prawdę.

   Landscape Arch   Paweł proponuje wejście jeszcze raz, tym razem od drugiej strony, ale pogoda jest coraz gorsza, więc decydujemy się najpierw zobaczyć inne rzeczy. A Fiery Furnace może później. Podjeżdżamy do Devils Garden i idziemy około 1 mili do Landscape Arch, łuku, który ma 98 m szerokości. jest tak szeroki, że trudno zrobić zdjęcie w całości.

   Delicate Arch   Teraz jedziemy w kierunku Delicate Arch. Był w planie na koniec dnia, bo ten łuk podobno jest najładniejszy podczas zachodu słońca. Jednak wolimy nie ryzykować, bo później, jak pogoda zepsuje się jeszcze bardziej, to możemy już go nie zobaczyć. Z parkingu wędrujemy 3 milowym szlakiem, najpierw piaszczystą ścieżką, a potem w górę po litej skale. Kopczyki z kamieni wyznaczają szlak. Chyba jednak dobrze, że nie ma upału, bo bylibyśmy jak na patelni. Wreszcie, zza skał wyłania się łuk. Jest ogromny, wcale nie tak delikatny, jakby wskazywała jego nazwa. Stoi jakby w kamiennej misie. Mamy szczęście, bo jesteśmy sami, a to prawie tutaj niespotykane. Możemy w spokoju podziwiać widoki. Korzystamy z okazji i szybko robimy zdjęcia, bo zaczyna padać. Ten łuk dawniej nazywał się Landscape, a tamten Delicate, ale kartograf pomylił nazwy i tak już zostało. Schodzimy w deszczu, musimy uważać, bo skała jest śliska. Przy parkingu stoi stara drewniana chata i wóz, z początku XX wieku, To Wolfe Ranch.

   Double Arch   Jedziemy do miejsca o nazwie Windows. Najpierw Turret Arch, South Window i North Window, a potem kawałek dalej Double Arch. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na sesję fotograficzną przy Balanced Rock.

Rezygnujemy z powtórnego wejścia do Fiery Furnace. Wyjeżdżamy z parku i doliną rzeki Colorado jedziemy do Fisher Towers. Z lewej strony mamy wzburzoną, bardzo mętną rzekę, którą płynie grupka śmiałków na pontonach. Tylko oglądamy skały, z których jedna przypomina mi wielbłąda. Nie decydujemy się na przejście ponad 2 milowego szklaku, bo przed nami czarne niebo.    Fisher Towers i rzeka Colorado   Z daleka oglądamy Castle Valley. Szybko odjeżdżamy. Łapie nas bardzo ostry deszcz. Rzeka wygląda przerażająco, w radiu nadają komunikat, żeby jak najszybciej opuszczać rejon rzeki Colorado.

A jak wyglądają nasze namioty na kempingu. Rozpacz. Całe zabryzgane błotem. Basia moją łyżką robi odpływ, rzeczki i bajora. Ale na szczęście w namiocie wszystko jest suche. Jest ciepło.

Idziemy spać, nie zamykamy namiotu. Przestaje padać. Jest przyjemnie. W nocy zrywa się wiatr i znowu zaczyna padać.

Powrót    poprzedni dzień           następny dzień