2.08.2001 czwartek |
Wstajemy o 6:30.
Noc była chłodna. Jedziemy dzisiaj nad Mono Lake najwyżej położoną
drogą w Kalifornii, która w zimie jest zamknięta. Najpierw zatrzymujemy się przy wielkiej gładkiej skale, na której rosną drzewa. Jedno z nich rośnie poziomo. Na wysokości 2600 m n.p.m. mijamy przepiękne alpejskie łąki - Tuolumne Meadows. Przejeżdżamy przez najwyższą w Kalifornii przełęcz - Tioga Pass (9945 m). Dojeżdżamy do Mono Lake. Jest to słone jezioro z tufowymi formami. Jezioro to ulega coraz większemu zasoleniu. Poziom wody w jeziorze obniżył się o 12 metrów, gdy w 1941 roku zaczęto z niego pobierać wodę dla Los Angeles. Wtedy to wyłoniły się z wody przedziwne formacje. Idziemy nad samą wodę. Nad brzegiem jest niesamowita ilość muszek. Całe szczęście, że nie atakują ludzi. Ruszamy dalej, do Bodie. To wymarłe miasto, jedno z największych z okresu gorączki złota. Zostało porzucone przez mieszkańców, pozostawione w takim stanie, jak było opuszczone. Nie jest specjalnie odnawiane dla turystów. Niestety objęły go 2 duże pożary, po których pozostało z niego około 10 %. Jest ogromny upał. Chodzimy po starych ulicach, między drewnianymi domami. Zaglądamy do środka przez okna i drzwi. Są tu w pełni wyposażone domy, sklep z kasą na ladzie, hotel ze stołem bilardowym, kościół, kostnica z trumnami, remiza, szkoła, ceglany budynek poczty. Z banku pozostał tylko skarbiec. w jednym z domów urządzone jest małe muzeum, w którym są między innymi czeki z 1880 roku, maszyna do szycia, maszyna do pisania, pamiętniki i wiele rzeczy pozostawionych przez mieszkających tutaj ludzi. Miasto położone jest wśród gór. Są tu bardzo ciężkie zimy. Drewno (sosna kalifornijska) sprowadzane było z okolic Mono Lake. Nad miasteczkiem, na jednym ze wzgórz jest stary cmentarz. Była też tutaj stacja kolejowa. Woda pitna sprowadzana była z gór, na przeciwległym wzgórzu znajdował się zbiornik na wodę. Decydujemy się na zwiedzanie kopalni, bilety wstępu są po 4$. W grupie 21 osobowej wchodzimy na teren dawnej kopalni wchodzimy na teren dawnej kopalni, z przewodniczką w stroju z epoki. Oglądamy urządzenia do pozyskiwania złota i srebra z wydobytych wcześniej skał. To niestety nie była kopalnia, tylko zakład przetwórstwa wcześniej wykopanych skał. Po zwiedzeniu miasta szybko odjeżdżamy, bo nie ma ani kawałeczka cienia, a tu jest niesamowity upał i oczywiście pył. Zatrzymujemy się na odpoczynek już w Parku Yosemite nad pięknym jeziorem. Mamy kostiumy kąpielowe i ręczniki, więc korzystamy ze wspaniałej kąpieli (w parku narodowym). Przy brzegu woda jest ciepła, ale im głębiej tym jest zimniejsza, wieje zimny wiatr. Zmywamy z siebie kurz, na kempingu trudno będzie się umyć. Gdy jesteśmy już na kempingu i przygotowujemy kolację, podchodzi do nas strażnik i przypomina o konieczności chowania do szafek całego jedzenia i kosmetyków. Szczególnie zwraca uwagę na pastę do zębów. Czyżby misie ją uwielbiały? Pozbieraliśmy trochę chrustu i wieczorem posiedzieliśmy przy ognisku. Na kempingach na każdym placu są specjalne miejsca, w których można palić ogień. |