powrót na początek         Parki Narodowe USA      Opis wyprawy      Dzień 26
  12.08.2001      niedziela       poprzedni dzień           następny dzień
   Cathedral Valley - Świątynia Słońca   Budzimy się o 6:00. Jest ciepło. Szybko zwijamy namioty. Jedziemy na brzeg rafy (Reef). Niestety po ostatnich opadach deszczu nie możemy przejechać całej trasy Cathedral Valley, bo jedzie się tam przez rzekę i moglibyśmy się zakopać. Jedziemy od drugiej strony, tak daleko jak się tylko da. Wjeżdżamy na pustynię, nie ma drogi. W zasadzie jest to polna droga - Caineville Wash Road. Przez wertepy, błotniste koryta rzek, podskakując pod sufit, dojeżdżamy do Cathedral Valley. W dolinie sterczą olbrzymie kamienne "katedry". Większa - to Świątynia Słońca, mniejsza -    Cathedral Valley - Świątynia Księżyca   Księżyca. Wszystkie skały są tu w poziome paski w różnych odcieniach brązu, pomarańczu. Wysiadamy i idziemy kawałek po pustyni, do Świątyni Księżyca. Niedawno musiał tu być deszcz, bo jeszcze miejscami widać małe kałuże. Pustynia jest pełna życia, jest tu dużo świeżej zieleni, kwiatów i czegoś, co wygląda jak gruszki rosnące na oleandrze. w drodze powrotnej zatrzymujemy się przy Szklanej Górze - skale z krystalicznego, błyszczącego gipsu. Przejażdżka jest wspaniała. Dzięki wstrząsom bagaże tak się ubiły, że można robić zdjęcia przez tylną szybę, a z ostatniego rzędu można oglądać widoki przez przednią szybę. Proponujemy Pawłowi, żeby codziennie rano robił taką przejażdżkę i będziemy mieć luz w samochodzie.

   Little Wildhorse Canyon   Następnym punktem jest San Rafael Reef, a w zasadzie jej część - Little Wildhorse Canyon. Ogromny upał. Zabieramy wodę, jedzenie i w drogę. Wchodzimy do pięknego kanionu o bardzo wąskich i krętych korytarzach. Miejscami musimy wspinać się po skałach, a miejscami jest tak wąsko, że typowa Amerykanka na pewno zaklinowałaby się. Kanion jest trochę podobny do kanionu Antelope. Znowu podziwiamy piękne formacje skalne, niesamowicie wyrzeźbione korytarze. w jedną stronę idziemy 1,5 godziny.

   Trzy siostry   Odjeżdżamy i za parę mil decydujemy się na jeszcze jeden punkt. Za 4 $ (za wszystkich) wjeżdżamy do Goblin Valley State Park. Na początku pojawia się skała "Trzy siostry", którą nazwałam "Siostrzeńcy kaczora Donalda". Gobliny to takie stworki, gnomy, których są tu tysiące, wyrzeźbionych w miękkim piaskowcu. Znowu dominuje tu kolor brunatno czerwony.

Jedziemy już na kemping do Moab. Po drodze zatrzymujemy się w Visitor Center w Arches NP, aby zdobyć pozwolenie na zwiedzenie labiryntu skalnego Fiery Furnace. Musimy oglądnąć krótki filmik i wysłuchać pogadanki pani strażnik, o zachowaniu się w tym labiryncie. Nie wolno krzyczeć, mamy chodzić w grupie gęsiego, chodzić po skałach, a nie po wydmach, bo w piasku żyją krypto-cosie i nie można ich niszczyć. Dostajemy zgodę na cały jutrzejszy dzień.

W Moab jest kilka kempingów. Wybieramy taki z basenem. Jest w miarę przyjemny, tylko łazienka jest cały czas okupowana przez młodzież z obozu. w dalszym ciągu jest upał. Jedziemy do Moab na zakupy. Wieczorem, koło 20:00, część z nas jedzie jeszcze raz na zakupy, może trafią się jakieś pamiątki. Rezygnuję z tego wypadu. Robi się szaro, idę do łazienki. Prysznic, ciepła woda bez ograniczeń. Wychodzę, a tu... ciemna noc. Dobrze, że chociaż wiem, w którym kierunku mam iść do namiotu. Idę bardzo powoli, żeby oczy przyzwyczaiły się do ciemności. A tu niespodzianka, pod nogami wyrósł wielki głaz i tak powolutku przez niego przeleciałam. Tylko trochę obtarłam nogę, ale całe pranie, które niosłam w ręce, którą się podparłam, było wysmarowane czerwonym piaskiem. Obiecuję sobie nie chodzić nigdzie wieczorem bez latarki, tym razem mi się udało.

Kamera ożyła. Muszę doładować baterię. Idę spać koło 23:00. Ale spać się nie da, bo jest tak gorąco. Zostawiamy otwarty namiot. Zrywa się wiatr, znowu trzeba pozbierać rzeczy ze stołu. W pewnym momencie wiatr podrywa folię w przedsionku i cały piach mamy na głowach. Jednak w dalszym ciągu nie zamykamy namiotu.

Powrót    poprzedni dzień           następny dzień