Święto Enkutatasch. I
mamy etiopski Nowy Rok 1995. Wczoraj o 22:00
Mszy nie było. Zaczęła się chyba dzisiaj po 3:00, bo o tej porze obudziły
nas hałasy. Niestety wczoraj, gdy pytaliśmy o godzinę
rozpoczęcia, nikt nie wpadł na to by spytać, czy
chodzi o czas oficjalny, czy lokalny. Spotykamy tu
kolejną różnicę, nie tylko w dacie, ale też w
czasie. Ale ci którzy o 22:00
wyszli z hotelu przeżyli niezłą przygodę. Przed
hotelem czekał przerażony Irga z wiadomością, że
Daniel i Gyrma zostali aresztowani. Nie wiadomo za co.
Najprawdopodobniej z zazdrości. Przecież dzięki pracy
z nami zarobili więcej niż niejeden tutejszy policjant.
Ani udało się ich wyciągnąć.
Pobudka
o 5:30. O 6:00 idziemy na Mszę. Główne
uroczystości odbywają się przed kościołem Bet Maryam.
Mnisi stoją w kręgu i rytmicznie wystukują melodię.
Każdy z nich w ręce ma instrument o nazwie sistrum.
Opierają się na laskach. W środku trzech gra na bębnach.
Wierni ubrani są głównie w białe szaty. Wyglądają
jak snujące się duchy. Przechodzą między kościołami,
przystają. Staramy się wczuć w atmosferę.
Wracamy
do hotelu. Tu już czekają na nas muły, każdy ze swoim
właścicielem. O 8:00
mamy wyruszyć na wycieczkę na mułach do klasztoru
Asheten Maryam. Jeszcze nigdy nie siedziałam na takim
zwierzaku. Wsiadam. Muł stoi w miejscu, jest jeszcze w
porządku, zaczyna iść, to już gorzej. Boję się że
spadnę na bok, kurczowo trzymam się siodła, ale to
niewiele daje. Po chwili jednak łapię rytm i jest już
całkiem przyjemnie. Mój mulnik (właściciel muła, na
którym siedzę), puszcza mnie wolno, co prawda idzie w
pobliżu, ale muła nie trzyma. A mój muł jest bardzo
ambitny, nie znosi, gdy inny próbuje go wyprzedzić,
wybiera własne ścieżki. W połowie drogi, pod rozłożystym
drzewem robimy przerwę na jedzenie. Otaczają nas dzieci
mieszkające w okolicznych domach. Są ubrane w tradycyjne
stroje i koniecznie chcą nam coś sprzedać, a to
czapeczkę z sierści muła, a to torebeczkę. Ruszamy
dalej w górę, tu robi się już bardziej stromo, dwa
razy musimy zsiadać i iść na piechotę, bo jest zbyt
niebezpiecznie na jechanie na mułach. Już teraz mówimy,
że na dół wracamy na piechotę.
Docieramy do klasztoru Asheten
Maryam. 3400 m n.p.m. Płacę 30 birów za możliwość
filmowania. Mnich oprowadza nas po kościele, następnie
pokazuje nam tutejsze krzyże, stare manuskrypty i ikony
podróżne. Tutejsi mnisi uważają, że są tutaj "bliżej
nieba i Boga". Budowę klasztoru rozpoczęto
podczas panowania króla Lalibeli. Wychodzimy jeszcze
kawałek nad klasztor i z góry oglądamy piękne
widoki okolicy.
Wracamy. Prawie nikt nie chce wsiąść na muła. Ja
poddaję się namowom mojego mulnika. I jeszcze kilka osób
daje się namówić. Jazda w dół jest o wiele
trudniejsza. Jednak bohatersko zjeżdżam na sam dół.
Mamy jednak małe straty w ludziach. Basia spada z muła
i to do błota. Wszystko jednak na szczęście kończy
się tylko lekkim stłuczeniem. Przy hotelu każdy z nas
daje swojemu mulnikowi 15 birów napiwku.
A teraz przerwa na odświeżenie się i obiad.
Dzisiaj jest post (poszczą w środy i piątki), więc
mamy do wyboru tylko dania warzywne. Pogoda zaczyna się
psuć. Grzmi i strasznie leje. I mamy tu grad! Ulewa dość
szybko przechodzi, więc dopijamy kawę i idziemy
zwiedzać drugą grupę kościołów.
Bet Gebriel - Rufa'el -
Kościół Archaniołów Gabriela i Rafaela.
Bet Emmanuel - Kościół
Emanuela
Bet Merkurios
- Kościół św. Merkurego
Bet Abba Libanos - Kościół
Abba Libanos (Ojca i Syna)
Po zwiedzeniu kościołów czeka nas jeszcze kolejna
atrakcja. Jesteśmy zaproszeni na kawę do domu jednego z przewodników
Ani, którego poznała 3 lata temu. Mają
nowy dom, wodę i elektryczność. Dom składa się z 2
izb, w których mieszka 5 osób, kran jest na podwórku,
a elektryczność to jedna żarówka w drzwiach między
izbami. Myślę, że jest to jednak dość bogaty dom,
jak na tutejsze warunki. Jesteśmy poczęstowani
tutejszym domowym piwem. Coś okropnego.
O 19:00 idziemy do
Sofii na kolację. Nikt nie jest głodny. Pijemy kawę,
herbatę i tej (miodowy alkohol). Do knajpki przyszedł
grajek, zaczyna grać i śpiewać. Sofia zaczyna tańczyć,
po chwili Ania dołącza do niej, i chłopcy, nasi
przewodnicy też. Przed knajpką zabrali się diakoni,
zaczynają śpiewać i tańczyć. Wracamy do hotelu.
|