powrót na początek   Cesarstwo AbisyniiOpis wyprawyDzień  5
11.09.2002      środa
01.01.1995
   poprzedni dzień        następny dzień
Święto Enkutatasch. I mamy etiopski Nowy Rok 1995. Wczoraj o 22:00 Mszy nie było. Zaczęła się chyba dzisiaj po 3:00, bo o tej porze obudziły nas hałasy. Niestety wczoraj, gdy pytaliśmy o godzinę rozpoczęcia, nikt nie wpadł na to by spytać, czy chodzi o czas oficjalny, czy lokalny. Spotykamy tu kolejną różnicę, nie tylko w dacie, ale też w czasie.

Ale ci którzy o 22:00 wyszli z hotelu przeżyli niezłą przygodę. Przed hotelem czekał przerażony Irga z wiadomością, że Daniel i Gyrma zostali aresztowani. Nie wiadomo za co. Najprawdopodobniej z zazdrości. Przecież dzięki pracy z nami zarobili więcej niż niejeden tutejszy policjant. Ani udało się ich wyciągnąć.

   Lalibela - msza noworoczna   Pobudka o 5:30. O 6:00 idziemy na Mszę. Główne uroczystości odbywają się przed kościołem Bet Maryam. Mnisi stoją w kręgu i rytmicznie wystukują melodię. Każdy z nich w ręce ma instrument o nazwie sistrum. Opierają się na laskach. W środku trzech gra na bębnach. Wierni ubrani są głównie w białe szaty. Wyglądają jak snujące się duchy. Przechodzą między kościołami, przystają. Staramy się wczuć w atmosferę.

   Lalibela - wyprawa na mułach   Wracamy do hotelu. Tu już czekają na nas muły, każdy ze swoim właścicielem. O 8:00 mamy wyruszyć na wycieczkę na mułach do klasztoru Asheten Maryam. Jeszcze nigdy nie siedziałam na takim zwierzaku. Wsiadam. Muł stoi w miejscu, jest jeszcze w porządku, zaczyna iść, to już gorzej. Boję się że spadnę na bok, kurczowo trzymam się siodła, ale to niewiele daje. Po chwili jednak łapię rytm i jest już całkiem przyjemnie. Mój mulnik (właściciel muła, na którym siedzę), puszcza mnie wolno, co prawda idzie w pobliżu, ale muła nie trzyma. A mój muł jest bardzo ambitny, nie znosi, gdy inny próbuje go wyprzedzić, wybiera własne ścieżki. W połowie drogi, pod rozłożystym drzewem robimy przerwę na jedzenie. Otaczają nas dzieci mieszkające w okolicznych domach. Są ubrane w tradycyjne stroje i koniecznie chcą nam coś sprzedać, a to czapeczkę z sierści muła, a to torebeczkę. Ruszamy dalej w górę, tu robi się już bardziej stromo, dwa razy musimy zsiadać i iść na piechotę, bo jest zbyt niebezpiecznie na jechanie na mułach. Już teraz mówimy, że na dół wracamy na piechotę.

   Lalibela - krzyże z Asheten Mariam   Docieramy do klasztoru Asheten Maryam. 3400 m n.p.m. Płacę 30 birów za możliwość filmowania. Mnich oprowadza nas po kościele, następnie pokazuje nam tutejsze krzyże, stare manuskrypty i ikony podróżne. Tutejsi mnisi uważają, że są tutaj "bliżej nieba i Boga". Budowę klasztoru rozpoczęto podczas panowania króla Lalibeli. Wychodzimy jeszcze kawałek nad klasztor i z góry oglądamy piękne widoki okolicy.
Wracamy. Prawie nikt nie chce wsiąść na muła. Ja poddaję się namowom mojego mulnika. I jeszcze kilka osób daje się namówić. Jazda w dół jest o wiele trudniejsza. Jednak bohatersko zjeżdżam na sam dół. Mamy jednak małe straty w ludziach. Basia spada z muła i to do błota. Wszystko jednak na szczęście kończy się tylko lekkim stłuczeniem. Przy hotelu każdy z nas daje swojemu mulnikowi 15 birów napiwku.

A teraz przerwa na odświeżenie się i obiad. Dzisiaj jest post (poszczą w środy i piątki), więc mamy do wyboru tylko dania warzywne. Pogoda zaczyna się psuć. Grzmi i strasznie leje. I mamy tu grad! Ulewa dość szybko przechodzi, więc dopijamy kawę i idziemy zwiedzać drugą grupę kościołów.

   Lalibela - kościół Gabriela i Rafała   Bet Gebriel - Rufa'el - Kościół Archaniołów Gabriela i Rafaela.

   Lalibela - kościół Bet Emanuel   Bet Emmanuel - Kościół Emanuela

   Lalibela - kościół Bet Merkurios   Bet Merkurios - Kościół św. Merkurego

   Lalibela - kościół Bet Abba Libanos   Bet Abba Libanos - Kościół Abba Libanos (Ojca i Syna)

Po zwiedzeniu kościołów czeka nas jeszcze kolejna atrakcja. Jesteśmy zaproszeni na kawę do domu jednego z przewodników Ani, którego poznała 3 lata temu.    Lalibela - w etiopskim domu   Mają nowy dom, wodę i elektryczność. Dom składa się z 2 izb, w których mieszka 5 osób, kran jest na podwórku, a elektryczność to jedna żarówka w drzwiach między izbami. Myślę, że jest to jednak dość bogaty dom, jak na tutejsze warunki. Jesteśmy poczęstowani tutejszym domowym piwem. Coś okropnego.

O 19:00 idziemy do Sofii na kolację. Nikt nie jest głodny. Pijemy kawę, herbatę i tej (miodowy alkohol). Do knajpki przyszedł grajek, zaczyna grać i śpiewać. Sofia zaczyna tańczyć, po chwili Ania dołącza do niej, i chłopcy, nasi przewodnicy też. Przed knajpką zabrali się diakoni, zaczynają śpiewać i tańczyć. Wracamy do hotelu.

   poprzedni dzień        następny dzień
Powrót